Według nieoficjalnych informacji jest duże prawdopodobieństwo, że termin złożenia ofert wiążących w procesie prywatyzacji Grupy Lotos, który upływa 16 listopada, zostanie przesunięty. Decyzja w sprawie koncernu zapadnie najprawdopodobniej dopiero w przyszłym roku.
I prawdopodob nie nie będzie musiała, bo MSP najprawdopodobniej przesunie termin otwarcia ofert – być może nawet na przyszły rok. Przyczyny są dwie – po pierwsze zaprezentowane ostatnio wyniki finansowe Lotosu były gorsze od oczekiwań rynku, co mogłoby negatywnie wpłynąć na wysokość ofert. Koniunktura w branży rafineryjnej nadal jest zła i nic nie wskazuje na to, by miała się ona poprawić w najbliższych miesiącach.
Lotosu nie wspomagają nadal zapowiadane przychody w wydobycia ropy – termin uruchomienia projektu Yme w Norwegii został przełożony na drugi kwartał przyszłego roku, a wielkości wydobycia z Bałtyku i na Litwie są zbyt małe aby przełożyły się na znaczący wynik finansowy. Bilans spółki obciążają przy tym spłaty kredytu zaciągniętego pod realizację Programu 10+.
Nie mniej ważny może być jednak aspekt polityczny. Nadal nie wiadomo jak wyglądał będzie skład rządu, a to cała Rada Ministrów a nie tylko minister skarbu ma podjąć decyzję w sprawie prywatyzacji gdańskiej spółki. Także w łonie rządu nie ma w tej sprawie jednomyślności. Sprzedaży Lotosu przeciwny jest PSL, a jeśli już to Waldemar Pawlak widział jako inwestora dla Lotosu inną polską spółkę – PGNiG. Rząd ma także w tej chwili szereg innych zadań i wydaje się, że kwestia Lotosu – jako mniej pilna – zostanie odsunięta w czasie.
Wypada również przypomnieć, że już kilka miesięcy temu premier Donald Tusk zapowiadał wbrew harmonogramowi przygotowanemu przez MSP, że decyzja w sprawie prywatyzacji Lotosu nie zapadnie przed końcem tego roku.